Startuj z JG24.pl  
Praca Kowary Polityka prywatności Redakcja Kontakt
logowanie
wpisz swój login:
wpisz swoje hasło:
załóż konto
Monitoring jakości powietrza w Jeleniej Górze

CO

620.00

mg/m3

O3

24.90

ug/m3

PM10

12.00

ug/m3

PM2.5

9.60

ug/m3

Dane pomiarowe dla stacji Jelenia Góra. Wartości zostały odczytane dnia 2024-11-26 o godzinie 16:00.

Pogoda w Jeleniej Górze

zachmurzenie umiarkowane

5.12°C 1022 hPa 88%
Sportforever sklep sportowy Jelenia Góra
Ostatnie komentarze

- Uderz w stół Gąska się odezwie.:
Błyskawica pokonała Łużyce
czas 2024.11.26 15:20

- Kibic:
Łomnica górą, ale szacunek dla Gryfa za walkę
czas 2024.11.26 14:23

- Kibic:
Łomnica górą, ale szacunek dla Gryfa za walkę
czas 2024.11.26 14:18

- kibic Łużyc:
Błyskawica pokonała Łużyce
czas 2024.11.26 14:04

- podsumowanie:
Błyskawica pokonała Łużyce
czas 2024.11.26 13:46

Kursy walut (akt. 2024-11-26)
dolar amerykański dolar amerykański 1 USD 4.1073
euro euro 1 EUR 4.3157
frank szwajcarski frank szwajcarski 1 CHF 4.6361
funt szterling funt szterling 1 GBP 5.1639
korona czeska korona czeska 1 CZK 0.1705
Waluta:

Ilość:
Przelicznik:
0 PLN

KTK MORENA - Czarnohora - Ukraina 2007

img


Kilka miesięcy temu donosiliśmy o wspaniałym wyczynie klubowiczów Klubu Turystyki Kwalifikowanej "MORENA" z Jeleniej Góry.
Dziś chcemy pokazać jak zdeterminizowani i rządni przygód są modzi luszie z naszego miasta.
Ekipa z KTK MORENA w zeszłym roku zdobyła szczyt Europy, w tym roku plany wakacyjne sa bardzo bogate w ekstremalne wyjazdy.


Jako patron medialny wypraw "morenowych" będziemy na bierząco informować o wyczynach młodych ludzi.



Pomysł wyprawy w Karpaty Wschodnie, w pasmo Czarnohory, zrodził się w
2006 roku, po powrocie morenowego przedstawicielstwa z wyprawy na
Świdowiec.


*Przygotowania*

Termin wyjazdu wyznaczony został na dzień 27 kwietnia. Ustalono trasą
którą będziemy iść, oraz podróżować a także pociąg z Jeleniej Góry do
Wrocławia i dalej na wschód... wschód... wschód


*Podróż do miejsca przeznaczenia*

Spotkanie na dworcu kolejowym w Jeleniej Górze. Czekamy na pociąg do
Wrocławia. Skład ekipy już jasny:


Wojtek Łużniak
Mateusz Caban
Marta Ciepła
Maciej Opała
Piotr Detyna
Marcin Wilk
Piotrek Jasiński
Ela Sternal
Maciek Skawińczyk

Stukot kół ruszającego pociągu uświadomił nam, że oto rozpoczęła się
wyprawa. We Wrocławiu przesiedliśmy się do odpowiedniego pociągu.
Następnego dnia rano dotarliśmy do Przemyśla. Szybko wygrzebaliśmy się z
pociągu, zapakowaliśmy się do busa i czym prędzej do Medyki na przejście
graniczne. Po stronie polskiej, odprawa przebiegała szybko, co wprawiło
nas w dobry humor. Chwilę potem miny nam zrzedły, kiedy Wilq ze spokojem
rzekł: To na razie, ja zostaję. Okazało się, że ma nieważny paszport i
przez granicę nie przejdzie. Pożegnaliśmy zatem gitarzystę i kompana
podróży i udaliśmy się ku ukraińskiemu przejściu. Tam czekaliśmy ok.
godziny. Wreszcie przekroczenie granicy, złapanie marszrutki i póltorej
godziny jazdy do Lwowa. Na miejscu już, na spokojnie poszliśmy do
kantoru wymienić walutę, a nastepnie zakupić bilety na pociąg do
Rachowa. Zrobiliśmy zakupy i wsiedliśmy do pociągu. Tam rozdzieleni na
dwa wagony podziwialiśmy widoki, brataliśmy się z Ukraińcami i
Ukrainkami. W Rachowie byliśmy ok. północy. Znaleźliśmy tani hotelik,
gdzie nie było bieżącej wody, łożka były krótkie i niewygodne a na
ścianach był grzyb. Przespaliśmy się, a następnie znaleźliśmy transport
do Luchów. Zakupiliśmy chleb, wodę, makaron oraz strategiczny surowiec -
papier toaletowy. Dopakowaliśmy plecaki i obciążeni niemiłosiernie
wyruszyliśmy.
*Ku szczytom*

Początek naszej wędrówki był dość monotonny. Szliśmy drogą, z której
korzystano przy wyrębie lasów. Towarzyszył nam deszcz padający z
mniejszą bądź większą intensywnością. Nastroje ożywiły się, kiedy
przyszło nam sforsować pierwszy (i jak się później okazało, nie ostatni)
raz tego dnia rzekę. Ulżyło nam, kiedy wreszcie dotarliśmy do
rozwidlenia, z którego ścieżka wiodła na Asztag (1650). Znaleźliśmy
pasterski szałas, zbudowany z ociosanych bali, nieuszczelniony, z
klepiskiem zamiast podłogi i miejscem na ognisko w środku.
Postanowiliśmy w niej przenocować. Szybki posiłek, kanapki, gorąca
herbata, trochę rozmowy i wymiany wrażeń i spać. Ranek był zimny, na
połoninie osadził się szron. Z pozostałej wody zrobiliśmy herbaty do
śniadania, Wyruszyliśmy jak nam się zdawało słuszną drogą. Zeszliśmy do
rzeki, od której poprzedniego dnia się uwolniliśmy, uzupełniliśmy zapas
wody i podeszliśmy pod szczyt. Wtedy zorientowaliśmy się, że lekko
zabłądziliśmy.
Tak się szczęsliwie jednak zgubiliśmy, że zaoszczędziliśmy co najmniej 2
godziny marszu. Na Radulu chwila odpoczynku, zdjęcia pamiątkowe z
przedwojennym słupkiem granicznym (trasa nasza wiodła wzdłuż
przedwojennej granicy polsko - czechosłowackiej) i czas nam było
maszerować dalej. Pokonaliśmy Znaleźliśmy kolejną pasterską chatę. Chatę
z prawdziwego zdarzenia. Miała nawet piec. Bez wahania postanowiliśmy
się w niej zatrzymać na noc, choć plan przewidywał nocleg na Popie
Iwanie, do którego zostało nam trzy godziny drogi. Rozpaliliśmy w piecu,
zrobiliśmy herbaty i gorącej strawy, podwiesilismy buty do suszenia i
zajeliśmy się odpoczynkiem. Nikt nie spodziewał się, że na szczytach
pogoda spłata nam szpetnego figla.


*Szczytami*

Ranek. Lekkie śniadanie, pakowanie, porządek, i wymarsz. Bierzemy
maksymalny zapas wody, bo na głownym grzbiecie jej nie ma. Dziś musimy
dojść do Jeziorka Niesamowitego, gdzie jest woda, jedyna chyba o tej
porze roku na grzbiecie. Podchodzimy pod górę Vaskul (1406), a
towarzyszą nam połoniny pokryte krokusami. Powoli wchodzimy w strefę
śniegu. Zaczyna wiać więc czas ubrać kurtki. Podchodzimy od
najtrudniejszej strony. Mniej więcej godzinę później jesteśmy już na
górze. Zasiadamy pod jedynym budynkiem w paśmie Czarnohory, a w zasadzie
pod jego ruinami - pod starym, przedwojennym, polskim obserwatorium
meteorologicznym - “Białym Słoniem" . Wchodzimy do środka ruin.
Niesamowite wrażenie. Wewnątrz śnieg, ściany pokryte lodem, wszystko
wydeptane, widać ślady po ogniskach, rozbitych namiotach itp. Na Popa
Iwana schodzi mgła, co przyspiesza decyzję o wyruszeniu. Ponieważ
głównym grzebietem przewija się masa turystów, szlak mieliśmy wydeptany,
a przez to mogliśmy nim iść nawet we mgle. Nadal wiało, zaczął padać
śnieg, lecz na szczęście mgła na pewien czas opadła. Przy zdobywaniu
Dżembroni(1877) śnieg zaczął padać mocniej, wiatr wzmógł się również.
Mgła powróciła. Jesteśmy zmęczeni i głodni. Od rana nic nie jedliśmy.
Trawersujemy góry Munchel(1998)i Brebeneskul(2035). Jakiś czas później
zatrzymujemy się aby coś zjeść. Poszły ze trzy konserwy, bez chleba,
byle szybciej, bo zimno, bo wieje, bo pada. Przechodzimy nad jeziorem
Brebeneskul i trawersujemy Rebrę(2001). Zaczęliśmy iść od jednego słupka
do drugiego, odczytując z nich kierunek właściwej drogi. Weszliśmy na
bardzo wąską grań, szeroką na dwie stopy człowieka. Po jednej stronie
mieliśmy jakieś 30 metrów przepaści, po drugiej zaś perspektywę zjazdu
jakieś 200 metrów w mgłę. Spotkani po drugiej stronie Polacy
poinformowali nas, że do Jeziorka Niesamowitego powinniśmy zejść przed
granią, ale skoro już przez nią przeszliśmy, to powinniśmy zatrzymać się
w dolinie turkulskiej, która jest po drugiej stronie grzbietu. Ze
względu na zamieć i wiatr uczyniliśmy jak nam radzono. Zgrabiałymi
rękoma rozłożyliśmy namioty, i ulokowaliśmy się w śpiworkach. Nocą
temperatura spadła do ok. -18 stopni. Buty nam zamarzły. Pogoda rano
była piękna, słońce grzało mocno. Szybkie śniadanie, herbata, pamiątkowe
zdjęcia i powrót na grzbiet. Nad Jeziorko Niesamowite ruszyła delegacja
po wodę, pozostali topili śnieg w menażkach. Przed nami znów było sporo
drogi, z dość nieciekawie wyglądającym Turkulem na przedzie. Widok z
niej był wspaniały. W oddali rysował się cel dnia - Hoverla. Dość szybko
strawersowaliśmy Dantsich(1855) oraz Pożyżewską(1822)i zatrzymaliśmy się
na złapanie oddechu przed Breskulem(1950). Po dłuższej chwili byliśmy
już na szczycie, a zaraz później pod Hoverlą - najwyższą górą Ukrainy i
Karpat Wschodnich. Strome podejście kosztowało nas sporo wysiłku, ale
warto było. Hoverla została zdobyta. Znów zdjęcia pamiatkowe i czas
zejścia do cywilizacji. Była to połowa czwartego dnia naszej wędrówki.

Z Hoverli udaliśmy się już w dół, do cywilizacji. Z handlarzem
pamiątkami, a raczej z pomocą jego busa dotarliśmy do Worochty a stamtąd
do Lwowa.


*Lwów*

We Lwowie spotkaliśmy się z zaprzyjaźnionym klubem UKT Mimochodek z
Lublina. Poszliśmy odwiedzić Cmentarz Łyczakowski, zapalić znicze na
grobach Marii Konopnickiej, Gabrieli Zapolskiej i na Cmentarzu Orląt
Lwowskich. Później poszlismy podziwiać widoki z wieży ratusza,
obejrzeliśmy katedrę ormiańską i zwiedziliśmy miejscowy bazar. Z Lwowa
trasa nasza biegła prosto do granicy.
miodek/Nora

więcej info na www.ktkmorena.pl

Podziel się z innymi:

2007-06-21 17:21

zobacz galerię
Przybornik
Najczęściej czytane

› Wyniki i tabele po zale... czas 2024-11-16
komentarze komentarze: 44


› Zestaw par 14. kolejki ... czas 2024-11-05
komentarze komentarze: 50


› Zestaw par 13. kolejki ... czas 2024-11-05
komentarze komentarze: 16


› Zestaw par 16. kolejki ... czas 2024-11-05
komentarze komentarze: 18


› Zestaw par 13. kolejki ... czas 2024-11-05
komentarze komentarze: 8